07.04.2011 01:35
Słówko o odpowiedzialności
Cześć,
Miałem skomentować czyjąś wypowiedź pod jakimś artykułem, na którymś z portali i się rozmysliłem. Napiszę tutaj.
Śmieszą mnie teksty typu kupuję litra i nie będę odwijał. Najlepsze, że jeszcze niedawno brałem je na poważnie. Czytałem fora, blogi i byłem absolutnie przekonany, że głupoty pieprzą ci ludzie. No bo bez przesady, w końcu jestem dorosły. Najlepsza szkoła jazdy w kraju, redukuję z międzygazem, plecy prostuję przy hamowaniu, podnózki dociążam w zakrętach. Poza tym jestem odpowiedzialny, wiem jaką maszynę chcę i ile jej zajmuje rozpedzenie się do setki. Podejdę z respektem i będę śmigał. Mhm...jasne.
A tak na marginesie to zaczęło się tak, że zrobiłem prawko i gdzieś w międzyczasie zapaliłem się na średniej wielkosci nakeda to jest około 600 ccm i 100 KM przy masie poniżej 200 kg. Do tego jeszcze takiego o opinii dość ostrego, jeżeli nie najostrzejszego w klasie. No to popytałem wśród znajomych kto taki ma i ktoś się znalazł. Nawet się da przejechać! Bomba!
No to dosiadam z niemałym przerażeniem i w takim stanie przerażenia robię z 5 kilometrów po czym zatrzymuję się pierwszy na światłach za którymi jest prosta. Długa prosta. Szeroka na trzy pasy.
I w tym momencie jakby wyłączył mi się zdrowy rozsądek a dodam, że 18 lat to miałem ładnych kilka lat temu. Rura...1...2...3...4...100. O kurwaaaaaaaa ale rwie. Trzymaj mocno udami. Studzienka...jeb. Czerwone. Hamuj. Zielone. Rura. Zakręt. Za ostro. Prosta. Rura, rura, rura. Czekaj...w zasadzie to ty nie jedziesz na nim tylko on cię wiezie na grzbiecie...zero kontroli masz nad nim. I nie chodzi nawet o dohamowania i ogarnięcie na drodze bo tu obeszło się bez jakichś nerwowych sytuacji. Ale na boga przecież ty nie umiesz skręcać! A podobno zjawisko przeciwskrętu jest ci znane. No i praca gazem w zakręcie trochę trudniejsza niż przy Gs'ce... :P Nie mówiąc już o redukcji! Da się żeby nie szarpnąć? Przecież wiem, że z międzygazem.
I tak sobie podczas jazdy rozmyślam, że to maszyna nie dla mnie, że za szybko jadę...tylko rollgaz przekręcam nie w tą strone co powinienem...a ten skurwysyn idzie jak wściekły...80...100...120 a on wyrywa jak z jedynki. Skręcam..."wolniej" myślę, "bo sie przewieziesz" i znowu odkręcam. Rura. Hamuj, prostuj plecy, płynnie tą klamkę.. tył się uniósł czy mi się wydawało? Zielone. Rura. Wolniej. Kurwa ale zajebiscie. Rura...
Pojeździłem, odstawiłem. Na pytanie "i jak?" pokiwałem tylko głową. Horyzontalnie. Wodpowiedzi zobaczyłem szczery, rozbrajajacy uśmiech z lekką nutką politowania ;)
Wyciągnąłem następujące wnioski:
1. Gadanie o odpowiedzialności to pierdolenie o szopenie. Nie da się tak. Obroty są zbyt zajebiste. Dźwięk akcesoryjnej puchy kiedy igła szybuje do 10 tys. jest zbyt zajebisty. Jebnięcie towarzyszące mocnemu odwinięciu manetki jest zbyt zajebiste. Jeżeli zsiadając z agresywnej sześćsetki dalej myślisz, że nie będziesz jej kręcił pod sufit to powtórz to sobie patrząc w lustro. Kłamiesz. Jeżeli natomiast uważasz, że 600 ccm jest dla leszczy i chcesz litra to prawdopodobnie na motocyklu siedziałeś tylko na automatach w Galerii Mokotów.
2. Maszyna jest stanowczo zbyt agresywna na pierwszy sprzęt. Pomysł określam jako poroniony.
3. Paradoksalnie jeszcze bardziej chcę ją mieć...
4. Tylko tą...
5. Stać mnie na nią...
Mogę zdławić?
Wytrwałych pozdrawiam. Za mięsko przepraszam. Tak mam.
Komentarze : 16
Swoj pierwszy sezon zaczalem pod koniec 2009r. Na pierwsze moto kupilem Suzuki SV 650S - dosyc lekki motocykl sportowo-turystyczny. Poznawalem go spokojnie, pomalu. Nakrecilem jedynie 1300km. Po pierwszej dluzszej jezdzie zsiadlem z motocykla z drzeniem nog i sobie pomyslalem - 72 ps a gna jak szalone. Oczywiscie nie ma mowy zeby opanowac 1-szy motocykl po tak krotkim przebiegu. W 2010r dolozylem kolejne 7 tys. km. Przyspieszenie przestalo mnie przerazac, poprawnie radzilem sobie w zakretach, od kolegow nie odstawalem zbytnio na wypadach. Zaczelo troche dokuczac zawieszenie - troche za miekkie. Z kolei na autostradach brakowalo troche spokoju silnika przy 140-160km/h. Sezon bez przygod i wypadkow.
Pod koniec sezonu postanowilem zmienic na cos bardziej sportowego. Przymierzalem sie do Daytony 675, jezdzilem nia dwa razy. Same zalety i jedyna wada jak dla mnie - za mala. Po wyjezdzie na autostrade przy 160km/h napor wiatru chcial mi glowe urwac. NIe bylo sie gdzie schowac. Zaczalem szukac czegos wiekszego - GSX-R 750/1000.
Nad litrem pomyslalem tylko z racji kasy - byl jedynie o 700€ drozszy. Z kolei ogladajac YT pomyslalem ze to bedzie za duzo dla mnie. Kupilem 750.
Po przejechaniu jedynie 700km w tym seezonie musze sie ponownie uczyc motocykla. Przyspieszenia inne, pozycja inna, opony inne i okazuje sie ze jezdze wolniej niz na poprzednim motocyklu. Ekipa sie nie zmienila. Nie czuje sie pewnie, mozg nie nadaza jeszcze za przyspieszeniami. Bogu dziekuje ze nie kupilem litra.
Kolejnym spostrzezeniem jest fakt ze kupujac sporta/nakeda R4 okazuje sie ze pomiedzy zakretami cisne mocniej. Nie dlatego ze nie jedzie - po prostu skala dluzsza i jakos sie tak wyzej kreci ze nawet nie wiadomo skad na budziku 150km/h przy 3 biegu. Dzwiek uzaleznia a trudno z tym walczyc ale sie staram.
Kolejna sprawa to styl jazdy. Nie wiem jak inni ale ja sie po prostu boje przyz miasto jechac szybciej nie 70-80km/h. Odruchowo zwalniam a skrzyzowania poza miastem odruchowo przejezdzam z zamknieta manetka. Nie wiem czy to odpowiedzialnosc ale ja wtedy czuje strach kiedy wjezdzam w teran zabudowany a na budziku jeszcze 100km/h...
Brawo Panowie, tyle rozsądku ma jednej stronie : ). Aż musiałem sprawdzić adres strony ; ).
I jak tu się nie zgodzić. Ja kupiłem starą 500-tkę, ale też czuję, że jest trochę za mocna. Wiem, że nie powinienem zapierdalać. Ale jak ruszam ze świateł, to za chwilę widzę 100 na liczniku. To jest silniejsze ode mnie. Po prostu jadę przed siebie.
czyzby jakis mocniejszy monster ?
Całą prawda!! moje pierwsze moto: fazer600, i też uważałem się (i chyba nadal uważam) za spokojnego i rozsądnego faceta - żana+dzieci w domu zawsze na mnie czekają.
Ale jak wsiadam na moto, jak odkręcam - to cały rozsądek szlag trafia.... Cały czas liczę na to że będzie dobrze - do tej pory zawsze było :) a jak się trafi coś złego czego już nie będę mógł naprawić - no to będzie chujnia jednym słowem.... Ale może tak miało być..
Wybór motocykla nieważne czy to 1 czy 10 to kwestia charakteru i oczekiwań i na pewno umiejętności . W Polsce to też oczywiście lans oraz wyścig zbrojeń bo kolega ma litra i głupio by było na parafii. Rozum przybywa z wiekiem oczywiście nie wszystkim heeheh Ja wyznaję zasadę że ma to sprawiać mi przyjemność a nie stres dlatego latam na fz6 drugi sezon bo uważam że 600 to jest dla mnie max co ogarniam a nie mnie ogarnia heheheh
Mam jeszcze drugą opcję jakby co ale jest słabsza najwyżej o 20%. Z drugiej strony jej poprzednia wersja wymieniona jest na stronce w artykule o tym co się nadaje na pierwsze moto ;) Może jakiś salon odwiedzę żeby sprawdzić ;)
Gorsze jest to, że nic poniżej tego już mi się nie podoba i nic poniżej nie kupię. Wybór motocykli dla początkujących jest generalnie kiepski z tego względu, że wizualnie nie ma nic ciekawego ;) Umówmy się: nie kupię czegoś co mi się nie podoba. A jeszcze sobie ubzdurałem, że nie japoński i nie R4 ;)
@morham: osobiście coraz bardziej chodzi mi po głowie pomysł kastracji sprzętu. no bo będę miał co chcę a i z odwróceniem procesu za rok czy półtora nie będzie w przypadku tego motocykla problemu...
@posadzony: jeżeli chodzi o maszynę to pudło ;) Jeżeli natomiast chodzi o resztę to oczywiście masz dużo racji tylko, że ja nie miałem na myśli tego, że ten motocykl może pojechać powiedzmy te 240 czy ileś tam bo ja i tak tyle nie pojadę. To akurat wiem. Bardziej chodziło to w jaki sposób on przyśpiesza przy prędkościach w miarę użytkowych i że nie powstrzymam się od zapierdalania nim po 100-120 po mieście co byłoby oczywiście bardzo mądre ;)
Pozdr
Moje moto chciało by żeby zmieniać biegi na 10krpm ale nie daje mu. Zaczynam 2 sezon i chciał bym go skończyć bezwypadkowo. A że trzymam go nisko to robi mi 460km na 20l i połykam sobie kilometry przy 110-120. w mieście 80max.
Zastanawiam nad zmianą na V2:)
Pozdrawiam
Hmm. Jeśli mowa o japońcach to zapewne cisnąłeś na hornecie albo fazim. I się z Tobą zgodzę i się nie zgodzę. I myślę, że jak sobie powiem, że nie będę kręcił obrotów pod sufit to nie będę. Wszystko siedzi w głowie. Ja na pierwsze poważne moto kupiłem horneta. Myślę, że cały poprzedni sezon jeździłem bardzo rozsądnie i rozważnie. Fakt faktem, przekraczałem 200km/h ale dwa razy i już nigdy na to więcej ochoty nie miałem bo to jeszcze nie ten czas aby w naprawdę wystarczający sposób panować nad maszyną przy tych prędkościach. Oczywiście te rozpędy też przeprowadziłem na odpowiedniej do tego, pustej drodze. Pod koniec sezonu, gdy umiałem więcej, pozwalałem sobie na bardziej intensywne poznawanie maszyny ale jednak wciąż z rozsądkiem. Trzeba wiedzieć kiedy coś można a kiedy nie. Rozsądek w stosunku do prędkości to też pojęcie względne bo 150km/h na autostradzie nierówne jest 150km/h po głównych przelotowych miast a już w ogóle typowo miejskich ulicach. Osobiście gadania o rozsądku nie uważam za pitolenie. Znam ludzi, którzy tak mówią i tak też czynią. Jednak w moim odczuciu bardziej rozchodzi się o to, kiedy ktoś zaczyna sądzić, że już może podebilować ale dla jego umiejętności to jeszcze nie ta chwila. Wtedy to jest lipa, jest to złudne wrażenie, że się dużo umie a umie się prawie dużo. I wtedy rozsądek słabszy. Tyle, że to zjawisko przychodzi później niż na "samym początku". Mówi się o tzw syndromie 5tys km..i to chyba coś w ten deseń.
Taka prawda nie moge sie sprzeczać ale ku*wa bez jaj... Mam 19 lat i teraz bedzie to mój 2 sezon na virago 750. Możecie mi wierzyć albo nie ale jeszcze nigdy nie przekroczyłem 120km/h i nie dlatego że nie da rady więcej tylko poprostu nie odczuwam takiej potrzeby a jak zdarzy mi się wcisnąć to na 3-4 biegu i posłuchać melodii silnika a nie ile fabryka dała :PP Do szaleństw i codziennej jazdy do szkoły mam honde nsr 125 i może dlatego jakoś tak mi się wszystko równoważy i nie potrzebuje szaleć (tak bardzo) :D Zdarzyło mi się też jechać kilka razy motorem znajomego (yamaha R6) i powiem fakt kusi ale każdy ma rozum i chęć życia. Lewa w góre i pozdrawiam;)
Zrobiłeś spustoszenie w mojej głowie i to dość konkretne, muszę jeszcze raz wszystko dobrze przemyśleć..
true true... sam zmienilem w tym sezonie cb na cbr 600 i sobie jeszcze zimą mówiłem: to ponad 100KM więc nie bedę odwijał dopóki się nie oswoję. Trzy dychy na karku, spokojny mąż, a co zrobiłem po 2 dniach? dwie i pół paczki pękły na s8. I chuj że wiedzialem, że jakby mi cos zajechało to nie wyhamuje. Przyśpieszenie, ryk silnika i prędkość były zbyt zajebiste żeby sobie odmówić.
Dlatego zrezygnowałem z CBR 600 na pierwsze moto. Tylko, że ja nawet nie miałem okazji go przetestować.
Na twoim miejscu nie bawiłbym się w dławienie bo to jakieś takie nie właściwe...
Lepiej wybrać coś innego i stopniowo się z tym oswajać... mając swój cel na uwadze...
I podobnie miałem z CBR - im bardziej nie rozsądne mi się to wydawało - tym bardziej ją chciałem.
Ale jest CeBe i jest dobrze - a wymarzone motocykle zmieniają mi się średnio raz na dwa tygodnie...
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (1)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)